Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Festiwal podróżników w Świeciu. Rowerem po zboczu najwyższego wulkanu na świecie

Agnieszka Romanowicz ([email protected])
Agnieszka Romanowicz
Festiwal podróżników „Piąty ocean” w Świeciu zakończyła relacja Marcina Korzonka z wyprawy rowerem na wulkan Ojos del Salado w Chile. To była niesamowita przygoda z licznymi przeszkodami.

Ojos del Salado to najwyższy (6893 m n.p.m.) wulkan na ziemi, położony w Andach na granicy Argentyny i Chile.

Ojos del Salado drzemie, czyli pozostaje w stanie długotrwałego uśpienia. Pierwsi na jego szczyt - w 1937 r. - weszli Polacy Jan Szczepański i Justyn Wojsznis.
Wulkan ten zafascynował też Marcina Korzonka, ostatniego gościa festiwalu podróżników „Piąty ocean”, który odbywał się w Świeciu od 18 do 20 listopada.
Spalił sobie kark
Marcin Korzonek postanowił zdobyć go na dwóch kółkach. Nim zaatakował szczyt, aklimatyzował się na drodze, która liczy 30 tys. km i biegnie przez obie Ameryki. Opowiadał w Świeciu, że posuwał się bardzo powoli, bo ogromnie wiało.
- Przez ten wiatr nie czułem słońca i przez szczelinę między kapeluszem a koszulą spaliłem sobie kark. Skóra zamieniła się w gruby strup. Zachowałem się jak amator, bo na taką wyprawę trzeba mieć albo kapelusz z dużym rondem, albo doczepiać do niego falbanę na kark.

Marcin Korzonek dostał udaru słonecznego i na dodatek kontuzji kolana.
- Mijał trzeci dzień, a ja nie aklimatyzowałem się, tylko dzwoniłem do rehabilitanta w Polsce. Na szczęście, dzięki ćwiczeniom udało się to kolano wyleczyć.
Mógł wyruszyć w stronę największej na świecie kopalni odkrywkowej miedzi (4 km szerokości), a potem na pustynię Atakama. Przypadkowo trafił na niezwykły widok, który wcześniej wypatrzył na mapach Google. To była długa rozpadlina na środku pustyni, w dole której płynęła rzeka z domostwami po obu stronach.

- Usiadłem na skraju tej rozpadliny i wokół widziałem suchą pustynię, a w dole kotlinę pełną zieleni.

Lecz miłe chwile nie trwały długo. Na wysokości 4,7 tys. m n.p.m. pan Marcin km zaczął się bardzo źle czuć. Nie mógł złapać oddechu.
- Wiedziałem, że nie jest to choroba wysokościowa, bo miałem już doświadczenie w Himalajach. Gdy zaczęły mi drętwieć ręce i nogi, musiałem jechać do szpitala. Lekarze nie wiedzieli co to jest, potem stwierdzili, że to ostre zapalenie zatok i dali antybiotyk. Kolejny tydzień byłem wyłączony.
66 radioteleskopów
Gdy wyzdrowiał, wyruszył w stronę obserwatorium astronomicznego Alma, złożonego z 66 radioteleskopów. Położone jest ono na ponad 5 tys. m n.p.m. Pracownicy obserwatorium noszą maski tlenowe.
Obserwatorium nie można było zwiedzać, ale dzięki tej wyprawie pan Marcin zaaklimatyzował się i mógł się udać na Ojos del Salado. Dotarł tam autobusem.
- To jeden z najłatwiejszych szczytów, wejście na niego nie jest problemem, ale droga pod szczyt: 270 km bez komunikacji i pustka wokół. Musiałem zapakować jedzenie i wodę na dwa tygodnie. Mój rower ważył 75 kg.
Jechał tak kilka dni po kamieniach i piachu.
- 400 metrów przez dwie godziny - można sobie wyobrazić, jaki to był piach. Ale nie prowadziłem roweru, tylko jechałem, bo takie było założenie tej wyprawy.
Na wysokości 5,9 tys. m n.p.m. nie mógł już jechać.
- Nachylenie terenu było tak duże, że nie byłem w stanie rozwinąć takiej prędkość, żeby utrzymać równowagę. Próbowałem jechać zygzakiem, ale też się nie dało. Nie chciałem nosić roweru ani go pchać, dlatego dla mnie ta wyprawa się skończyła.
Nagrodą był długi zjazd. Trwał pół dnia, a cała wyprawa 50 dni.

Pożar mieszkania w Wiągu. Przyczyną podpalenie? Zobacz zdjęcia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na swiecie.naszemiasto.pl Nasze Miasto