Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł Paczkowski: Zawsze chętnie wracam do Świecia [wywiad]

Jakub Keller
Jakub Keller
Jakub Keller
Paweł Paczkowski to obecnie jeden z najlepszych polskich piłkarzy ręcznych. Pochodzi ze Świecia. I tu też często wraca. Zwłaszcza w czerwcu, kiedy w piłce ręcznej dzieje się niewiele. Z naszym miastem jednak przyszłości nie wiąże. O swojej karierze, kontuzjach i sytuacji w polskim "szczypiorniaku" opowiada w rozmowie z "Pomorską".

Miło cię widzieć w Świeciu. Co cię sprowadza do rodzinnego miasta?

Głównie rodzina. Moi rodzice cały czas mieszkają w Świeciu. Korzystam więc z ich gościnności, bo nigdzie się jeszcze na stałe nie ulokowałem. Kiedy tylko jestem w Polsce, to raczej przebywam w Świeciu. Zwłaszcza w czerwcu, bo właśnie wtedy w piłce ręcznej trwa tzw. sezon ogórkowy.

Nie mogę też nie zapytać jak zdrowie? Zwłaszcza, że w marcu ubiegłego roku doznałeś ciężkiej kontuzji kolana. Nie pierwszej zresztą w swojej karierze.

Do gry wróciłem w listopadzie. Jest dobrze i niech tak pozostanie.

Na sezon 2019/2020 związałeś się z Veszprem. Może nie wszyscy wiedzą, ale to potężny, europejski klub. Ścisła czołówka. Kontrakt ten był więc dla ciebie spełnieniem marzeń? Czy jednak myślisz po cichu o grze w PSG lub Barcelonie?

To prawda, o Veszprem można śmiało mówić, że to jeden z czterech lub pięciu najlepszych klubów w Europie. Ale tego, że się w tym zespole znalazłem nie traktowałem w kategorii spełnionego marzenia. Zawsze wolałem stawiać sobie cele, niż żyć marzeniami.

No to zapytam inaczej. Gra w Veszprem, to był cel do jakiego dążyłeś?

Zawsze chciałem trafić do mocnego europejskiego klubu. Wcześniej grałem w Vive Kielce, które oczywiście też można zaliczyć do europejskiej czołówki. Jeśli natomiast chodzi o węgierską przygodę, to na pewno pokrzyżowała mi ją kontuzja. Gdyby nie ona, to moja sytuacja wyglądałaby zapewne nieco inaczej i pewnie dostałbym więcej szans na to żeby pokazać na parkiecie swoje umiejętności.

Wspomniałeś o Vive Kielce. Dlaczego jest wam ostatnio tak nie po drodze? Bo często jesteś wypożyczany do innych klubów.

Na to pytanie ciężko odpowiedzieć. Zapewne też ma na to wpływ polityka klubu.

Czyli dlatego, że na twojej pozycji gra Krzysztof Lijewski? Jedna z legend polskiego szczypiorniaka?

To chyba bardziej pytanie do władz klubu. Chciałbym wrócić do Kielc, ale na chwilę obecną nie jest mi to dane. Zobaczymy co pokaże przyszłość.

Wróćmy więc myślami do Świecia. Masz jakiś kontakt z kolegami z UKS „Siódemki”?

Żadnego, niestety. Może gdzieś tam od święta spotkamy się przypadkiem na mieście. To wszystko.

Nie denerwuje cię ze piłka ręczna w Świeciu praktycznie upadła?

Na pewno jest trochę smutno. Bo zarówno nasza ekipa, jak i grupa, która grała po nas w ten sport włożyła sporo pracy, energii i serca. Aczkolwiek piłka ręczna z rozwojem ma problemy w całym kraju. Nie tylko w Świeciu.

No właśnie. A zastanawiałeś się może kiedyś dlaczego tak jest? Przecież sukcesów w ostatnim czasie w tym sporcie nie brakowało.

Moim zdaniem rozwój piłki ręcznej powinien wystrzelić w górę w 2007 roku po srebrnym medalu na Mistrzostwach Świata w Niemczech. Tak się jednak nie stało. Wówczas siatkarze też odnosili sukcesy i obecnie sytuacja w tym sporcie wygląda zupełnie inaczej niż w piłce ręcznej. A my ciągnęliśmy na złotej generacji, aż w końcu chłopacy powiedzieli, że nie dadzą rady dłużej. Wydaje mi się, że właśnie w tym miejscu gdzieś popełniono błąd i nie wykorzystaliśmy tych sukcesów do końca.

No tak, ale żeby talent oszlifować, to najpierw trzeba go znaleźć. A trenerzy często kręcą nosem, że młodzi ludzie podobno nie garną się do piłki ręcznej i zdecydowanie chętniej wybierają futbol. Zastanawiałeś się kiedyś nad tym dlaczego tak jest? Przecież piłka ręczna też potrafi być piękna, emocjonująca, nieprzewidywalna...

Tak, ale nie jest też sportem, w którym ktoś rzuci grupie dzieciaków piłkę i krzyknie „grajcie!”. W tym przypadku trzeba wytłumaczyć zasady. Co prawda nie są one skomplikowane, ale mimo wszystko ktoś to musi zrobić. Tu może tkwić problem. Nie jest to też spopularyzowany sport. Nie mamy tradycji jak choćby w polskiej siatkówce. Nie licząc oczywiście wspomnianej złotej generacji.

Michał Jurecki i Mateusz Jachlewski, by zarazić młodzież handbalem organizują słynny MJs Camp, czyli obóz sportowy dla adeptów piłki ręcznej. Nie myślałeś, żeby może kiedyś w Świeciu zorganizować coś podobnego?

Nie, raczej o czymś takim nie myślałem i jakoś chyba nigdy nie czułem by mogłoby się to sprawdzić.

Jesteś w Świeciu rozpoznawalny? Bywa tak, że wskazują na ciebie palcem i i szepczą: „Zobacz, to ten Paczkowski z reprezentacji”?

(Śmiech) Nie, nie miałem jeszcze takiej sytuacji.

A w trakcie kariery przydarzyła ci się jakaś wyjątkowa sytuacja związana ze Świeciem?

Najbardziej zapamiętałem jedną, w sumie zabawną sytuację. Miałem 15, może 16 lat. Graliśmy jakiś mecz kadry w Brodnicy. Po tym spotkaniu coś mnie bolało i pojechaliśmy zrobić rentgen. Jedna z pań w szpitalu zapytała mnie o adres. Kiedy podałem Świecie, to zapytała tylko: „który oddział?”.

To teraz tak na poważnie… Gdzie najczęściej w Świeciu można cię spotkać?

Bardzo lubię Deczno, aczkolwiek długo już tam nie byłem. Podobnie zresztą jak na zamku. Bywam na Diabelcach i biegam czasem na stadionie Wdy.

A dawne Gimnazjum nr 2 przy ul. Ogrodowej? Odwiedziłeś kiedyś? Nie wiem czy słyszałeś, ale przy sali gimnastycznej wisi koszulka twoja i Dawida Konarskiego, który kilka lat przed tobą skończył tę szkołę.

Jakieś cztery, albo pięć lat temu przechodziliśmy ze znajomym nieopodal szkoły i weszliśmy do środka. Wtedy zobaczyłem tę koszulkę. Byłem w sumie zaskoczony, ale wówczas przypomniało mi się, że ktoś kiedyś mnie o nią prosił.

A często ktoś ze Świecia chce od ciebie koszulkę albo jakiś gadżet?

Rzadko. Może z dwie takie sytuacje były. Zdecydowanie wolę dać koszulkę na przykład na jakąś aukcję, niż komuś ot tak po prostu.

Masz jakieś pamiątki jeszcze z czasów gry w „Siódemce”?

Jakieś koszulki i medale na pewno gdzieś bym znalazł.

A ten najcenniejszy krążek za za zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Też trzymasz go w Świeciu?

Tak. Jest w domu moich rodziców.

Kiedy Karol Bielecki i Sławomir Szmal zdobywali srebrny medal na Mistrzostwach Świata w Niemczech miałeś 14 lat. Co czuje chłopak, który kilka lat później przybija w szatni piątki ze swoimi idolami i wygrywa z nimi Ligę Mistrzów?

To jest bardzo dobre pytanie. Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem, ale jak już wspomniałem zawsze wyznaczałem sobie cele, a nie marzenia. Kiedy byłem młodym chłopakiem to zawsze podziwiałem tych ludzi, chciałem ich spotkać i grać na tym samym poziomie. Wydaje mi się więc, że to jest jakiś poziom spełnienia i nie ukrywam, że to bardzo satysfakcjonujące. Nigdy jednak nie traktowałem ich jako „nadludzi”, ale szanowałem i wiem jaka jest ich zasługa dla tego sportu. Dla mnie jednak nie ma znaczenia to, że ktoś osiągnął w sporcie coś wielkiego, jeżeli nie jest przy tym wartościowym człowiekiem.

No to zdradź naszym Czytelnikom jakimi ludźmi są prywatnie Karol Bielecki, Sławomir Szmal czy bracia Lijewscy?

Patrząc na nich wysnułem wnioski, że im więcej ktoś osiągnął w sporcie, tym jest normalniejszy prywatnie. Ci którzy nie wygrali zbyt wiele w swoim życiu próbują sobie to jakoś rekompensować przez leczenie swoich kompleksów i wydaje im się że są nie wiadomo kim. Takie są przynajmniej moje spostrzeżenia. A jeżeli chodzi o tych wielkich, o Sławka, Karola, Michała Jureckiego czy braci Lijewskich, to mogę powiedzieć, że są to super ludzie. Przy tym też bardzo ambitni. W sporcie ego rządzi i ma kluczowe znaczenie.

Czyli to najlepszy przykład na to, że sport uczy pokory?

Oczywiście. Bo żeby coś wygrać, trzeba dwa razy tyle przegrać. A przegrywanie nie jest łatwe.

Kiedy możemy spodziewać się sukcesów reprezentacji?

Wygląda na to, że na pewno nie w najbliższym czasie. Nie będzie nas na najbliższych Mistrzostwach Świata, bo ze względu na koronawirusa eliminacje zostały odwołane. Mamy jednak utalentowanych zawodników i przy tym trzeciego trenera w ciągu trzech czy czterech lat do czego też się ciężko przystosować. Ostatnie Mistrzostwa Europy pokazały światełko w tunelu, ale póki co ciężko nam będzie walczyć o jakieś wyższe pozycje na arenie międzynarodowej. Wszystko jednak zależy od szczęścia, bo nasza złota generacja trochę go miała. Przecież słynny rzut Siódmiaka poprzedzony był wieloma problemami. Do kolejnej fazy przeszliśmy bez punktu. W tym przypadku charakter, umiejętności i odrobina szczęścia dały zwycięstwa. Jeżeli chodzi o nas, to trzeba się uzbroić w cierpliwość.

A jest w ogóle szansa, by ta cierpliwość kiedykolwiek popłaciła?

Mamy kilku utalentowanych graczy, ale w przeciwieństwie do tamtej generacji nie mamy naprawdę super gwiazd. I niestety nie mamy też ekipy młodzieżowej, która zdobyłaby w ostatnim czasie jakikolwiek medal na juniorskich imprezach. Potrzebujemy czasu.

Sporo powracam do przeszłości, więc zapytam o przyszłość. Jakie plany?

Najbliższe dwa lata spędzę w Brześciu na Białorusi. A później zobaczymy.

Nie jest to jednak za bardzo egzotyczny kierunek, jeśli chodzi o piłkę ręczną?

To jest klub, którego można śmiało zaliczyć do TOP16 w Europie. Bardzo dobrze się rozwija i regularnie występuje w Lidze Mistrzów. W skrócie: Mieszkow Brześć to niezły, europejski klub.

A miasto? Jak ci się podoba?

Jeszcze tam nie byłem. Kiedyś jedynie grałem jakiś mecz. To czyste i zadbane miasto, które liczy około 300 tysięcy mieszkańców. Jest też blisko granicy z Polską. Do Świecia mam pięć godzin jazdy samochodem. Jeżeli chodzi natomiast o samą Białoruś, to z pewnością jest krajem specyficznym. Może źle wygląda w oczach Europejczyków, ale myślę, że nie do końca jest tak, jak niektórzy myślą. Tak samo było z Ukrainą. Kiedy podpisałem kontrakt z Motorem Zaporoże wszyscy pytali co ja robię i gdzie się wybieram. A było całkiem ciekawie.

Pośrednio o to pytałem, ale zapytam raz jeszcze wprost. Kiedy będziemy mogli zobaczyć cię w koszulce PSG lub Barcelony?

Nie myślałem o tym. Po moich perypetiach zdrowotnych złapałem trochę dystansu. Najważniejsze jest dla mnie to żebym regularnie grał i to aby moja przygoda z piłką ręczną była jak najdłuższa. Co ma być to będzie.

Ale prędzej czy później koniec kariery nadejdzie. Co wtedy? Wrócisz do Świecia?

Nie wiem, ale raczej nie będę mieszkał w Świeciu. Uważam jednak, że nie ma co patrzeć w przyszłość. Bo już tyle razy sobie coś układałem w głowie, a rzeczywistość to weryfikowała. Niekiedy brutalnie.

No właśnie. Nie omijają cię poważne kontuzje. Miałeś chwile zwątpienia?

Przyznam, że tak. Pojawiały się myśli, które dobijały mnie do ziemi i sprawiały, że ciężko było myśleć pozytywnie. To były jednak sekundy. No może minuty. Po chwili dostawałem jakiegoś pozytywnego sms-a, albo ktoś do mnie dzwonił ze słowami wsparcia, jak choćby Bertus Servaas (prezes Vive Kielce – przyp. red.), który mówił mi, że będzie dobrze, że wszyscy w klubie we mnie wierzą. Jeżeli są wokół ciebie tacy ludzie, to od razu złe myśli uciekają.

Co czuje młody, ambitny zawodnik, który osiągnął wiele i może grać o najwyższe cele, ale kontuzjowane kolano mówi „nie!”?

Nigdy nie spieszyłem się z powrotem na parkiet. Zdaję sobie sprawę, że lepiej w tym przypadku się spóźnić, niż być za wcześnie. Bo do stracenia jest wiele. Pośpiech nigdy nie był dobrym doradcą.

A zastanawiałeś się kiedyś nad tym gdzie byś był i co byś osiągnął gdyby nie kontuzje?

Nie ma sensu gdybać. To jest coś na co nie mam wpływu. Być może byłbym wyżej, ale może też niżej. Kto wie. Chociaż wątpię, że bym się rozleniwił i lekceważył treningi. Czasu się jednak nie cofnie.

A nie zadałeś sobie sam pytania, że może to nie jest przypadek, że tak często dochodzi u ciebie do urazu kolana?

Oczywiście. Zadawałem sobie milion pytań. Ciężko jednak akurat na te jednoznacznie odpowiedzieć, aczkolwiek wydaje mi się, ze historia w mojej rodzinie może wskazywać, że problem może być genetyczny. Ale to też gdybanie.

Jak się wraca po tak ciężkiej kontuzji i walczy o piłkę ze 120 kilogramowym obrotowym?

Pewna blokada psychiczna jest, ale komfortu dodaje myśl, że wróciłem w porę. Mówiłem o tym wcześniej. Gdybym wiedział, że nie jestem gotowy w stu procentach na pewno byłoby mi ciężej. Podczas rehabilitacji przygotowuje się też zawodnika do danego wzorca ruchowego.

Czego więc można ci życzyć na koniec?

Przede wszystkim zdrowia (śmiech).

W takim razie życzę zdrowia i trzymam kciuki!

Rozmawiał: Jakub Keller**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swiecie.naszemiasto.pl Nasze Miasto